Asystent dyrektora 1

Sytuacja była ciężka. Wręcz przejebana na maksa.

Byłem świeżo po szkole, bez studiów, bez zawodu, bez większego doświadczenia ani umiejętności, które nadawały się na rynek pracy. A potrzebowałem jej pilnie - to znaczy pracy - wręcz bardzo kurwa pilnie. Historia stara jak świat: ojciec alkoholik, matki nawet nigdy nie poznałem. Parę dni po dziewiętnastych urodzinach wylądowałem na bruku, sam jak palec i bez żadnych środków do życia. Miałem tylko jedną osobę na świecie: mojego kumpla, Cichego. 

Cichy był dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałem. Choć byliśmy w tym samym wieku, zawsze wydawał się jakiś taki bardziej ogarnięty, dojrzalszy i bardziej doświadczony we wszystkich sprawach. Razem dorastaliśmy, razem zgarnialiśmy przypał w szkole i razem wspieraliśmy się w trudnych chwilach, kiedy w domu było ciężko. Ale z nas dwóch to Cichy zawsze był tym, który znał dobrą odpowiedź albo wyjście z sytuacji. W naszym duecie rajdowym to on był kierowcą, a ja tylko pasażerem, który udaje, że umie czytać mapę.

Kiedy Cichy miał siedemnaście lat, jego babcia zeszła na zawał czy innego raka i zapisała jedynemu wnukowi małą kawalerkę. Od tamtej pory Cichy mieszkał sam. Jego starzy też byli zjebani - jak chyba wszyscy starzy na świecie - więc dla niego to było jak wygrana na loterii. Mógł wynieść się na swoje i żyć w spokoju, bez naćpanej matki nad głową i bez agresywnego starego za ścianą. Pamiętam, że kiedy babcia Cichego zmarła, opijaliśmy to najtańszymi browarami cały weekend.

W każdym razie, ja nie miałem ukochanej schorowanej babci, która zostawiłaby mi mieszkanie w spadku. Nie miałem kurwa nic, jedynie parę groszy w portfelu i torbę ciuchów. Byłem totalnie bezdomny i bez większych perspektyw. Beznadziejność tej sytuacji zaczęła do mnie docierać z pełną mocą, kiedy leżałem na materacu na podłodze u Cichego i gapiłem się po ciemku w sufit, słuchając jak kumpel oddycha głęboko, pogrążony we śnie na łóżku obok.

Cichy, co ja bym bez niego zrobił? Kiedy komornik sądowy zajął chatę mojemu staremu i wyjebał mnie i tego spierdolonego menela na ulicę, miałem tylko jedno miejsce, w które mogłem się udać. Wiedziałem, że u Cichego mogę się przekimać parę nocy, dopóki nie wymyślę co dalej. Ale nie chciałem mu siedzieć na głowie dłużej niż to absolutnie konieczne. Chociaż Cichy zarzekał się, że nie ma problemu, wiedziałem że nie mogę u niego koczować w nieskończoność. Nie chciałem być takim pasożytem. Pozostało mi tylko jedno: ogarnąć ekspresowo jakąś pracę i wynająć coś samemu.


* * *


Siedziałem na kanapie w korytarzu niewielkiego biura i czekałem na swoją rozmowę kwalifikacyjną. Kolano latało mi nerwowo w górę i w dół. Próbowałem się jakoś uspokoić, ale moja sytuacja nie była zbyt kolorowa. Wiedziałem, że od tej rozmowy zależy wszystko. Musiałem dostać tę pracę - potrzebowałem jej jak wody na pustyni. 

Minęły już dwa tygodnie odkąd wprowadziłem się awaryjnie do Cichego i z każdym kolejnym dniem czułem się coraz bardziej zdesperowany. Po serii nieudanych rozmów kwalifikacyjnych i niezliczonych odmowach, nie pozostało mi już wiele opcji. Zresztą, spodziewałem się, że nie będzie łatwo. Kto chciałby zatrudnić gówniarza bez wykształcenia ani doświadczenia zawodowego, którego nie było nawet stać na porządną koszulę i marynarkę? Liczyłem, że może uda mi się znaleźć coś w jakimś fast-foodzie albo na magazynie, ale życie miało dla mnie w zanadrzu kolejnego kopa w jajca. Wszędzie albo chcieli jakieś badania, na które nie miałem hajsu, albo mówili, że akurat nikogo nie szukają, albo patrzyli nieufnie na moje puste CV i odsyłali w pizdu.

Zaczynałem powoli tracić nadzieję, kiedy trafiłem zupełnie przypadkiem na to ogłoszenie. Dyrektor firmy architektonicznej zatrudni asystenta personalnego. Normalnie nawet bym nie pomyślał, żeby interesować się taką ofertą pracy. Tylko bym się ośmieszył wysyłając swoje CV. Do takiej pracy biurowej zatrudnia się kujonów z dobrych domów, z jakimiś bzdurnymi stażami na koncie, odbytymi w firmie bogatego wujka. W życiu bym nie pomyślał, żeby nawet czytać do końca treść takiego ogłoszenia. Ale coś mnie tknęło i zwróciłem uwagę na wymagania.

"Zatrudnię młodego chłopaka na stanowisko asystenta personalnego. Brak doświadczenia nie jest problemem. Wymagania: wzrost 175-180cm, wysportowany, zadbany i rozgarnięty; gotowy do pracy z wymagającym szefem. Aplikacja koniecznie ze zdjęciem twarzy oraz całej sylwetki."

Brzmiało wręcz podejrzanie, ale szczerze mówiąc, nie byłem za bardzo w sytuacji, żeby przebierać w ogłoszeniach i odsiewać te, które brzmią zbyt dobrze. Strzeliłem parę fotek w lustrze u Cichego, starając się, żeby wyglądały jak najbardziej profesjonalnie i wysłałem zgłoszenie. Następnego dnia dostałem zaproszenie na rozmowę w siedzibie firmy.

Siedziałem na kanapie w korytarzu niewielkiego biura i czekałem. Przyszedłem kwadrans przed czasem. Chciałem zrobić jak najlepsze wrażenie i pokazać, że jestem odpowiedzialny i zmotywowany do pracy. Cichy pożyczył mi jakąś koszulę, żebym wyglądał jak człowiek. Nawet włosy, zwykle schowane pod czapką z daszkiem, wyjątkowo ułożyłem i zaczesałem do tyłu. Nawet na maturach tak dobrze nie wyglądałem. Ale dzisiaj nie były jakieś tam zjebane szkolne egzaminy. Dzisiaj był mój prawdziwy egzamin, z prawdziwego życia.

- Artur Owczarek? - męski głos wyrwał mnie z zamyślenia.

Drzwi gabinetu na końcu korytarza były otwarte. Stał w nich wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna koło czterdziestki. Jego ciemne włosy były poprzetykane siwizną, która dodawała mu dojrzałego charakteru. Nosił starannie przystrzyżoną, krótką brodę. Miał na sobie dobrze skrojony, ewidentnie drogi garnitur, który opinał ładnie jego umięśnione barki i ramiona. Wyglądał bardzo profesjonalnie, ale jednocześnie było w nim coś przyziemnego i "ludzkiego". Nie sprawiał wrażenia wymuskanego manekina z katalogu biznesowego. Nie nosił krawatu, a ostatni guzik pod szyją na jego koszuli był nonszalancko rozpięty, eksponując wydatne jabłko Adama.

- Tak - wydukałem po chwili, kiedy dotarło do mnie, że zadał mi pytanie. Poczułem się nagle wyjątkowo onieśmielony.

- Zapraszam.

Otworzył szerzej drzwi i zaprosił mnie gestem do środka. Kiedy przechodziłem obok niego, uśmiechnął się do mnie lekko, jakby dla dodania mi otuchy. Nie wiem dlaczego, ale efekt był wręcz odwrotny. Czułem w żołądku dziwne sensacje i nie potrafiłem określić, czy jestem bardziej zestresowany czy podekscytowany.

Dyrektor zaproponował mi coś do picia i wskazał miejsce na jednym z dwóch skórzanych foteli ustawionych w rogu pomieszczenia. Gabinet był niezbyt duży, ale bardzo przyjemnie urządzony. Głównym elementem wyposażenia było solidne, drewniane biurko, na którym królowały dwa szerokie ekrany komputera oraz profesjonalne krzesło biurowe z wysokim oparciem. Oprócz tego dwa fotele i stolik kawowy do przyjmowania interesantów, parę regałów z książkami i folderami, skromny barek z drogim alkoholem oraz parę roślin ustawionych w strategicznych punktach. Prosty, funkcjonalny wystrój z klasą.

- Na żywo wyglądasz równie dobrze jak na zdjęciach - odezwał się dyrektor, kiedy zajął już miejsce w fotelu naprzeciwko mnie.

Speszył mnie ten komplement.

- Dziękuję. Pan też... wygląda bardzo dobrze - odpowiedziałem niezręcznie.

Mężczyzna uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem. Chyba wyczuł moje zdenerwowanie.

- W twoim podaniu nie było zbyt wiele informacji. Opowiedz coś o sobie. Dlaczego zdecydowałeś się aplikować na to stanowisko?

Przełknąłem ślinę. Nadszedł czas, żeby zaprezentować się jak najlepiej. To była moja szansa, żeby zdobyć porządną pracę i odbić się od dna. Przygotowywałem się do tej rozmowy cały dzień. Powtarzałem w głowie w kółko bajery, którymi mogę się sprzedać. Wymyśliłem całą ambitną przemowę, dlaczego warto zatrudnić kogoś takiego jak ja. I co? I nic.

Siedziałem i patrzyłem w te ciemne, nieprzeniknione oczy i nie mogłem się skupić. Nie mogłem sobie przypomnieć nic z mojej starannie przygotowanej nawijki. Wszystkie mądre słowa gdzieś uciekły.

- Myślę, że... No więc, myślę, że sprawdziłbym się na tym stanowisku, ponieważ...

Ponieważ co? Ledwie skończyłem szkołę, nie miałem bladego pojęcia, na czym dokładnie polega praca asystenta personalnego, ani jak właściwie wygląda branża architektoniczna. Owszem, nie byłem jakimś kompletnym debilem. Może i w szkole nie miałem najlepszych ocen, ale zawsze sobie jakoś radziłem. Byłem kumatym typem, potrafiłem ogarnąć co trzeba i jakoś przeżyłem te wszystkie lata pomimo kłód rzucanych mi pod nogi. Więc dlaczego nie potrafiłem teraz wydukać z siebie niczego sensownego?

- Hej - przerwał mi dyrektor - spokojnie, weź trzy głębokie wdechy.

Uświadomiłem sobie, że zrobiłem się cały czerwony na twarzy ze stresu.

- Nie musisz niczego ściemniać. Nie interesuje mnie czy pracowałeś kiedyś w biurze, ani te wszystkie wyświechtane frazesy z internetu. Powiedz mi szczerze dlaczego szukasz pracy.

Wziąłem głęboki oddech i łyknąłem wody. W głosie dyrektora było coś dziwnie uspokajającego. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale miałem wrażenie jakby od razu przejrzał mnie na wylot. Czułem się wręcz zawstydzony, że w ogóle chciałem mu nawijać jakieś teksty o byciu sumiennym i rzetelnym, o moim zainteresowaniu branżą i innych wydumanych zaletach.

- Zostałem wyrzucony z domu i nie mam w zasadzie za co żyć.

Mój głos brzmiał obco, jakby mówił to za mnie ktoś inny. Uświadomiłem sobie, że chyba pierwszy raz od dwóch tygodni powiedziałem te słowa na głos.

- Nie masz innej rodziny?

- Nie.

- Masz gdzie się teraz zatrzymać? - dopytywał dyrektor.

Nie byłem pewien, dlaczego w zasadzie pyta o takie rzeczy. Zdecydowanie nie były to typowe pytania na rozmowie rekrutacyjnej, ale coś w jego głosie sprawiało, że chciałem odpowiedzieć.

- Póki co, nocuję u znajomego, ale wiem, że nie mogę u niego dłużej zostać. Dlatego...

- Dlatego potrzebujesz pracy?

- Tak.

- Jakiejkolwiek pracy, byle mieć za co żyć?

Jego ton nie był oskarżycielski, ale poczułem jak policzki płoną mi ze wstydu. Czułem się jak gówniarz przyłapany na ściąganiu na klasówce.

- Tak.

Mężczyzna przyglądał mi się uważnie dłuższą chwilę, zanim zadał kolejne pytanie.

- I dlaczego aplikowałeś akurat na to stanowisko? Podejrzewam, że na mieście jest pełno innych ogłoszeń.

- Szczerze mówiąc, aplikowałem gdzie tylko się da - przyznałem cicho - Ale nie ma Pan pojęcia, jak ciężko jest dostać jakąkolwiek pracę bez żadnego doświadczenia, wykształcenia ani znajomości. Wszyscy patrzą na mnie jak na bandytę. Widzą tylko chłopaka z patologicznej rodziny, któremu nie warto dawać szansy. Nikt nie chce ryzykować i zatrudniać młodego typa bez studiów i referencji. Nawet do pracy fizycznej wolą wziąć kogoś z polecenia albo z doświadczeniem.

Nie chciałem wylewać przed nim gorzkich żali, ale coś we mnie pękło i zacząłem opowiadać, rozgoryczony. Dyrektor siedział i słuchał uważnie, bez komentarzy. Pozwolił mi mówić.

- Pana ogłoszenie było jednym z niewielu, gdzie ktoś w ogóle odpowiedział na moje zgłoszenie. Zdaję sobie sprawę, że nie mam żadnego doświadczenia w tej branży, ale-

- Doświadczenie mnie nie interesuje - przerwał mi dyrektor - Wręcz przeciwnie, nawet wolę zatrudnić chłopaka bez doświadczenia. Nauczyć go wszystkiego od zera.

Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Byłem szczerze zaskoczony tym niecodziennym podejściem.

- No właśnie - wydukałem w końcu - no właśnie dlatego pomyślałem, że... spróbuję.

- Myślisz, że spełniasz pozostałe wymagania?

Nim zdążyłem coś odpowiedzieć, dyrektor dodał jeszcze:

- Wstań, proszę.

Lekko zdziwiony tą prośbą, podniosłem się z fotela i wyprostowałem się. Dyrektor nie powiedział nic przez dłuższą chwilę, tylko przyglądał mi się w zamyśleniu. Czułem się nieswojo stojąc tak przed nim, jakbym był eksponatem do oglądania w muzeum, ale nie odezwałem się ani słowem.

- Obróć się.

Posłusznie wykonałem polecenie, odwracając się tyłem do niego. Czułem jego przenikliwy wzrok na moich plecach. Moje wnętrzności skręciły się znów w ten dziwny sposób, jakby z mieszaniny strachu i podniecenia.

Usłyszałem za sobą dźwięk szklanki odstawianej na stolik. Dyrektor podniósł się niespiesznie z fotela i zrobił krok w moją stronę. Poczułem jak moje ciało spina się z nerwów, kiedy mężczyzna stanął tuż za mną. Jego klatka piersiowa zbliżyła się niebezpiecznie blisko do moich pleców, dzieliły nas dosłownie centymetry. W pewnym momencie poczułem jego ciepły oddech na moim karku. Miałem ciarki.

-  Jesteś gotów do pracy z wymagającym szefem? - usłyszałem jego niski głos tuż za uchem.

Serce zaczęło mi bić szybciej. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale stałem jak sparaliżowany.

- Tak.

- Jesteś pewien? Potrafię być bardzo wymagający.

Jego głos był ochrypły, gardłowy, zniewalający. Czułem jak kolana zaczynają się pode mną trząść.

- Tak, Panie dyrektorze.

W odpowiedzi usłyszałem ciche mruknięcie i poczułem jego ciepłą dłoń na moim lewym biodrze. Wzdrygnąłem się lekko zaskoczony dotykiem, ale nie oponowałem. Jego nos musnął moją skórę na karku. Słyszałem jak mocniej wciągnął powietrze, zaciągając się moim zapachem.

Po chwili jego druga dłoń dołączyła do pierwszej i objął mnie w pasie. Jego biodra przysunęły się jeszcze bliżej, tak że poczułem twarde wybrzuszenie w jego eleganckich spodniach na mojej dupie. Stałem nieruchomo jak zaczarowany, poddając się jego dotykowi.

Jego dłonie były duże i zadbane, ale widać było, że zaznały w życiu ciężkiej pracy i wysiłku. Były lekko owłosione z wierzchu, co dodawało im męskiego uroku. Ich dotyk był ciepły i przyjemny, nawet przez materiał koszuli. Po chwili, prawa dłoń dyrektora zaczęła zjeżdżać niżej, w stronę mojego krocza. Czułem jak mięśnie ud napinają mi się odruchowo, w oczekiwaniu na to, co się wydarzy.

- Chcesz dostać tę pracę? - jego usta były tuż przy moim uchu, tak że czułem jego oddech przy każdym słowie.

- Tak - odpowiedziałem cicho.

Dłoń dyrektora poluzowała mój pasek i zanurkowała powoli do spodni. Mój penis napierał na materiał majtek pod jego palcami. Czułem mrowienie w okolicach kroczach i wiedziałem już, że nie ma odwrotu. Mężczyzna objął wybrzuszenie w moich majtkach swoją silną dłonią i ścisnął delikatnie. Mój kutas zapulsował w odpowiedzi. Usłyszałem pomruk zadowolenia przy uchu.

- Będziesz moim osobistym asystentem?

Jego lewa dłoń wsunęła mi się od spodu pod koszulę. Poczułem jego szorstką, rozgrzaną skórę na moim brzuchu. Odruchowo stęknąłem.

- Tak, Panie dyrektorze.

Płynnym ruchem opuścił moją bieliznę w dół i chwycił moją pałę w dłoń. Przebiegł mnie dreszcz i poczułem, że odpływam. Jego ręka zaczęła powolny masaż mojego penisa, góra dół, góra dół. Z każdym kolejnym ruchem jeździł coraz szybciej i bardziej zdecydowanie. Jego nadgarstek pracował, by sprawić mi jak najwięcej przyjemności, a ja poddałem się mu całkowicie. Czułem jak opór mojego ciała maleje. Moje mięśnie zaczęły samoistnie się rozluźniać i nim się obejrzałem, opierałem się już plecami o jego klatkę piersiową. Jego lewa dłoń eksplorowała moją skórę i jeździła po moich lekko zarysowanych mięśniach brzucha, dociskając mnie jednocześnie do jego ciała.

- Będziesz moim posłusznym chłopcem?

Nogi zaczęły się pode mną trząść w niekontrolowany sposób. Wiedziałem, że jestem blisko. Mój kutas prężył się i ślinił w jego dłoni. Mokry śluz lepił mu palce i dodawał poślizgu. Każdy jego ruch przyprawiał mnie o dreszcze. Zaczynałem tracić kontrolę nad swoim ciałem.

- T-tak - wystękałem rozpalony - Tak, Panie dyrektorze.

Zacząłem strzelać. Mężczyzna umiejętnie wyczuł moment i przerwał masturbację, zamiast tego sprawnie stymulując mój orgazm, ruszając dłonią w rytm moich spazmów. Zalałem całe swoje gacie gęstą spermą. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz miałem tak potężny wytrysk. 

Moje ciało osunęłoby się bezwładnie na ziemię, gdyby nie czujne ramię dyrektora, który objął mnie i przytulił silnie do swojej klaty. Mój orgazm wygasał dłuższą chwilę, ale mężczyzna cały czas trzymał mnie bezpiecznie w swoich ramionach. W mojej głowie szalały najróżniejsze myśli, nie rozumiałem jeszcze, co właśnie się wydarzyło. Ale poczułem też coś, czego nie czułem od bardzo dawna - czułem spokój. Nagle wszystkie moje stresy i zmartwienia zniknęły, chociaż na krótką chwilę.

- Narobiłeś niezły bałagan - odezwał się w końcu dyrektor.

Wyciągnął z moich spodni swoją dłoń, całą lśniącą od spermy i precumu. Podniósł ją na wysokość mojej twarzy, tak żebym mógł ją dokładnie obejrzeć. W nozdrza uderzył mnie ostry, męski zapach nasienia.

- Wyliż do czysta - rozkazał, podsuwając dłoń bliżej.

Zareagowałem instynktownie, nie myśląc co robię. Wystawiłem język i musnąłem ostrożnie jeden z jego palców. Momentalnie poczułem specyficzny smak, zmieszany ze słonym aromatem skóry dyrektora. Było w tym coś dziwnie pociągającego, tak że od razu zapragnąłem więcej. Mimo tego, że dopiero co doszedłem, poczułem skurcz podniecenia w kroczu.

Mężczyzna obracał dłoń powoli, pozwalając mi zbierać językiem kolejne porcje mojego własnego nasienia i precumu. Przymknąłem oczy, delektując się tym nowym doznaniem i coraz bardziej łapczywie lizałem dłoń dyrektora. Po paru minutach, jego skóra lśniła już wyłącznie od mojej śliny.

- Chodź, pokażę ci gdzie jest łazienka i reszta pomieszczeń - odezwał się mężczyzna, puszczając mnie wreszcie ze swojego objęcia.

Zaczęła do mnie docierać surrealistyczność całego zajścia. Poczułem się nagle obnażony, stojąc na środku jego gabinetu z opuszczonymi spodniami i uwalonymi spermą majtkami. W mojej głowie zaczęła kołatać się myśl: co ja właśnie odjebałem?

- Ale... czy...

Nie wiedziałem nawet co powiedzieć. Na szczęście dyrektor odpowiedział na moje niezadane pytanie.

- Zaczynasz od jutra, bądź w biurze punkt ósma. A teraz podciągnij te gacie i chodź, mam zaraz kolejne spotkanie.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kumpel do ruchania 8

Kumpel do ruchania 9